💖 Też tak uważam jak Ewa.
Jeśli coś potrafimy, czegoś się dowiedzieliśmy lub nauczyliśmy, powinniśmy tak jak np. Indianie czy inne społeczności przekazywać to dalej.
Jeszcze w nie tak dalekich czasach ludzie nie umieli pisać i czytać.
A jednak najcenniejsza wiedza była przekazywana następnym pokoleniom.
Chodzi o pozytywne, rozwijające nas treści.
Przeczytajcie tę historię.
Warto.
A poniżej moje nagranie o Wdzięczności. Dzielę się z radością…🤗
💖 ZAMIEŃ NARZEKANIE NA WDZIĘCZNOŚĆ.
” Dzisiaj Jest Pierwszy Dzień Reszty Twojego Życia.
Żyj Tak Jakby To Miał Być Ostatni Dzień Twojego Życia. ”
Dzisiaj chciałabym opowiedzieć Ci o mojej miłości do życia przez filtr wydarzenia, które jest nieuchronną i integralną częścią życia – przez filtr śmierci.
Myślę, że ludzie, którzy boją się śmierci boją się też życia…
Tak się złożyło, że moje największe lekcje z przedmiotu zwanego życie były lekcjami z pogranicza śmierci. Nie polecam takiego stylu uczenia się. Ludzie uczą się przez INSPIRACJĘ lub DESPERACJĘ….
Ale lekcje odrobione są odrobione i o kilku z nich chciałam dzisiaj opowiedzieć. Indianie, rdzenni mieszkańcy Ameryki Północnej mają rytuał PODAJ DALEJ! Uważają, że jeżeli czegoś się nauczymy mamy OBOWIĄZEK PODAĆ TO DALEJ. Zatem… dzisiaj podaję dalej kilka z moich lekcji życiowych i tego co się z nich nauczyłam, co zrozumiałam…
LEKCJA PIERWSZA: Sydney, Australia rok 1987
Jechałam na rowerze w pięknej dzielnicy plaż północnych Dee Why. Potrącił mnie samochód – jak z katapulty wyrzucona zostałam z roweru i spadłam na środek ruchliwej jezdni. Straciłam przytomność. W szpitalu dowiedziałam się od świadka wypadku, że nadjeżdżający z naprzeciwka wielki jeep zatrzymał się z piskiem hamulców o 2 cm od mojej głowy…
Pomyślałam tak: skoro te 2 cm uczyniły różnicę między moim życiem a śmiercią, i wciąż tu jestem.. to może mam tu coś do zrobienia?? Tylko co?
Zaczęłam szukać tej małej różnicy, i to uczyniło dużą różnicę w moim życiu. Zaczęłam zadawać sobie inne pytania:
W JAKIM CELU TU JESTEM? PO CO TU JESTEM? KIM JESTEM?
Złożyłam rezygnację z wyczerpującej pracy w korporacji, zostałam pilną uczennicą z przedmiotu ŻYCIE… i Naturecare College. Reszta jest historią. Zaczęłam moje życie i karierę zawodową od nowa w pasjonującym temacie psychologi pozytywnej i rozwoju osobistego.
LEKCJA DRUGA: Pałac Nieznanice k. Częstochowy, Polska, rok 1996
Zaczęło się niewinnie. Potrzebowałam kilku dni przerwy strategicznej i postanowiłam wziąć udział w odosobnieniu prowadzonym przez szamana, którego znałam jeszcze z Australii.
Drugiego dnia wieczorem szaman wyprowadził całą grupę na skraj posiadlosci pod las, wręczył nam łopaty z poleceniem wykopania swojego własnego grobu, w którym spędzimy całą noc…
Dał nam drugie zadanie:
napisanie epitafium, napisu na swoim grobie, jak ludzie będą nas pamiętać. Napisałam, przerażona położyłam się na gołej ziemi i przeżyłam tę upiorną noc trzęsąc się, patrząc w gwiazdy, słuchając bębnienia i śpiewu szamana…
Nigdy tej nocy nie zapomnę: przekroczyłam siebie i swoje ograniczenia!
Nad ranem z tego „grobu” powstała inna osoba, wolna Ewa. Stałam się WOLNA!! Wolna od lęków i wolna do życia z pasją.
Postanowiłam wtedy, że moim życiowym celem jest, by każda osoba, którą spotykam była po kontakcie ze mną w lepszym stanie niż ją zastałam.
Postanowiłam, że chcę być zapamiętana jako godnie żyjąca, życzliwa, pogodna i szczęśliwa kobieta…
A Ty? Jak chcesz być zapamiętany/zapamiętana? Jaki ślad chcesz po sobie zostawić? Chcesz po sobie zostawić zdołowanych, niepewnych ludzi czy podniesionych na duchu „mistrzów życia”???
Sugestia na pracę domową:
dzisiaj wieczorem przed snem napisz swoje własne epitafium. Przynajmniej zacznij szkic.
LEKCJA TRZECIA: Warszawa, Wielka Sobota, 26 marca 2005
Lekcja nagła, niespodziewana, najtrudniejsza i trwająca do dzisiaj… Mój jedyny syn Maciek ksywa Kangur w wieku 27 lat zginął w tragicznym wypadku motocyklowym… Taka lekcja nie ma sensu dla żadnej matki. I nie da się nadać temu doświadczeniu jakiegokolwiek sensu. Każdy rodzic to wie… A jednak uważam, że w tym nieszczęściu miałam szczęście, bo mogłam być z ciałem mojego syna przez godzinę po jego śmierci.
A za moimi plecami murem stali moi najbliżsi… i to oni mnie unieśli i przenieśli przez ten najtrudniejszy czas do pogrzebu Maćka i niosą dalej…
Na miejscu wypadku odmówiłam lekarzowi pogotowia zastrzyku na uspokojenie. Postanowiłam być OBECNA z moim dzieckiem w czasie jego odchodzenia do Światła, tak samo jak byłam z nim obecna, gdy przychodził na ten świat przeciskając się przez moje ciało w Szpitalu Bielańskim 8 marca 1978 roku.
…uznałam, że to nie ja jestem ważna tylko ON i jego proces odchodzenia, zmieniłam punkt skupienia uwagi z mojego bólu na JEGO umieranie. To pomogło. Po drugie nagle – darem łaski – spłynęło na mnie olśnienie: a gdybym tak zamiast rozpaczać, że Maciek żył TYLKO 27 lat, zaczęła być wdzięczna, że żył AŻ 27 bogatych wspaniałych lat….????
Że fizycznie miałam mojego syna przy